Ratunkuuuuuu….., zaprosiłam gości! Mam tak zawsze. Jednak przyjemność spędzenia wieczoru lub poranka (bo tylko w takich porach zapraszam gości) w towarzystwie fajnych ludzi jest silniejsza od tej niepewności – co postawić na stole!?
Kręcę się, zastanawiam, spoglądam w notatki – kto czego nie lubi, na co jest uczulony, czego nie jada, bo ma takie przekonania….
Jedno jest pewne – nawet zażartemu mięsożercy nie podam mięsa.
Sama uwielbiam próbować nowe potrawy. Mam nadzieję, że nasi goście również cieszą się z tego, że odkryli u nas coś nowego. Wiem, że niektórzy nasi przyjaciele gotują potem to co u nas jedli, pytają o przepisy – ogromny komplement.
No więc kręcę się, zastanawiam, spoglądam w notatki – nie można przecież dla tych samych gości przygotować znowu tego samego. Nigdy tego nie zrobiłam i chyba nie zrobię.
Dla mnie spotkanie z przyjaciółmi to odkrywanie – i kuchni i ludzi, z którymi spędzam czas. Myślę, że przyjście gości to fantastyczny powód do tego, aby zmobilizować się do odrobiny wysiłku. Do wyszukania przepisu, potrawy, przypraw. Nie można się jednak dać zwariować. W końcu ma to być dla nas przyjemność. Jeśli spędziłabym w kuchni cały dzień i siadła z gośćmi przy stole lub przy kominku i padała ze zmęczenia, wolałabym chyba jednak nie zapraszać nikogo.
Podobno kobiety malują się i ubierają dla innych kobiet. Z kuchnią jest tak samo. Gotujemy, przyprawiamy i …. czekamy co powie koleżanka, która ostatnio ugotowała fantastyczny warzywny gulasz. Ten błysk w oku, błoga mina i już wiesz – smakuje jej!
Zaprosiłam gości – na jutro, no więc kręcę się, zastanawiam, ale do notatek nie zaglądam – przychodzą pierwszy raz. Co będziemy robili – porozmawiamy przy stole, czy raczej obejrzymy “wspomnienia” z wakacyjnych wyjazdów? Jeśli posiedzimy na sofie menu musi być zupełnie inne niż to, które podaje się na stole. Musi być takie, które łatwo zjeść, niekoniecznie używając wszystkich sztućców…. A może jednak posiedzimy przy stole?
Wiem jedno – musi być kolorowo, zachęcająco, estetycznie i smacznie. Nastrój zrobi się sam, gdy tylko zgłodniali towarzysze wieczoru przekroczą próg naszego domu. Będziemy miło spędzać czas rozmawiając o wszystkim.
I po wyjściu gości ta niepewność – półmiski są puste – było tak dobre, czy zwyczajnie przygotowałam za mało jedzenia?