Albania. Nasze wakacyjne wyjazdy charakteryzują się tym, że zawsze wyjeżdżamy w miejsca raczej “dzikie”, odludne. Miejsca, w których na łonie przyrody spokojnie możemy spędzić czas z przyjaciółmi. Nasze auta są przygotowane tak, aby w nich spać, gotować itd. – czyli są naszym domem podczas dłuższych wyjazdów. Wtedy też gotujemy na ognisku i to bardzo nam odpowiada.
Każdy nasz wyjazd poprzedzony był zawsze dużymi zakupami. Ze sklepu – najlepiej hurtowni, wyjeżdżaliśmy wózkiem załadowanym tak, że ledwo coś widzieliśmy, gdy go prowadziliśmy do auta. Oczywiście przynajmniej połowę tego, co zabieraliśmy na wakacje przywoziliśmy do domu…. ( to kolejny dowód na to, że za dużo kupujemy ).
Na jeden z naszych wyjazdów postanowiliśmy całą grupą – zazwyczaj wyjeżdżamy w kilka samochodów, że produkty świeże zabierzemy na dwa, trzy dni – tyle ile mniej więcej zajmie nam dojazd. No przecież sałaty, szczypiorek czy warzywa spokojnie będziemy mogli kupić na miejscu. Tak zrobiliśmy. Wtedy w Albanii byliśmy pierwszy raz, ale byliśmy przekonani, że przecież ludzie tam też jedzą warzywa. I tak jest – tylko, że każdy te warzywa hoduje sobie w swoim ogrodzie… Objazd Albanii rozpoczęliśmy od Gór Północnoalbańskich zwanych też Przeklętymi ( alb. Bjeshket e Namuna). Niestety nawet jeśli gdzieś w głuszy udało nam się znaleźć sklep to była w nim woda i papierosy. Warzyw nigdzie nie mogliśmy kupić. Oczywiście inaczej rzecz się ma w miastach, tam w większych sklepach wybór jest większy. Bardzo odczuliśmy braki warzywne, tym bardziej, że widzieliśmy albańskie ogrody – są bardzo zadbane i regularnie podlewane. Po kilku dniach udało nam się kupić to, czego potrzebowaliśmy od mieszkańców.
Teraz do wyjazdów przygotowuję się w ten sposób, że gotuję potrawy, pasty na chleb i wekuję je. Takie dania jemy wtedy, gdy zatrzymujemy się na chwilę. Natomiast, gdy już mamy miejsce, w którym zostajemy na noc – wtedy gotujemy zupy, curry czy inne potrawy wymagające więcej czasu.
W naszym aucie mamy po kilka kilogramów cebuli, marchewki, buraków i innych warzyw oraz produkty sypkie – kasze, ryże, makarony. Każdy posiłek jest inny, każdy pełnowartościowy, zawsze ciepły, bez dodatków, bez konserwantów.
Nie zawsze na wakacjach mamy wspaniałą pogodę. Zdarza się, że pada. Wtedy dużo trudniej przygotować jedzenie. Oczywiście nie ma mowy o ognisku, często gdy pada, jest też chłodno i wietrznie. Ale to właśnie taka pogoda jest dla mnie najwspanialsza. Stare powiedzenie off roadowców brzmi – im trudniej, tym lepiej. Coś w tym jest. Ale tofucznica przygotowana na kuchence palnikowej w aucie – z powodu ogromnego wiatru, smakuje fantastycznie!
Zdarza się, że gotujemy to, co znajdziemy na łąkach czy w lesie. Kiedyś Ewka z porannego spaceru przyniosła borowiki, … ale szatany… Gdyby nie mój mąż pewnie zostalibyśmy w Norwegii… Innym razem Milka znalazła smardze. Herbata miętowa z zebranej na łące mięty to już norma. A niedźwiedzi czosnek to prawdziwy przysmak, który czasami udaje nam się znaleźć w Rumunii czy w Bieszczadach. Jadalne kasztany w Portugalii…. Figi w Albanii czy Grecji zebrane prosto z drzewa, oj cudownie móc korzystać z miejscowych dobroci.
Pamiętajcie jednak – jeśli wybieracie się w albańskie góry – zabierzcie szczypiorek! ;)]